Zobacz większe
38,00 zł
ISBN | 9788382053166 |
Oprawa | Miękka |
Format | 145x205 |
Stron | 332 |
Brak | Tekst który się nie wyświetla i musi być na końcu, jeśli nie ma podtyułu |
Teksty mają swoje życie. Także się starzeją – a może raczej: czas pozostawia na nich swoje piętno. Jedne uszlachetnia, innym szkodzi. Powrót do tych samych tekstów po latach to zawsze wyzwanie: możliwość miłej niespodzianki albo rozczarowanie. Dotyczy to tak autora, jak i – w innym stopniu – Czytelników. Bo przecież tekst zawsze żyje w szerszym kontekście: spotkań, ludzi, sytuacji i związanych z tym emocji. Czas przynosi inną perspektywę widzenia wydarzeń, z których zrodził się tekst. Rozrzedza on lub zagęszcza emocje, rozszerza lub zawęża kontekst – w związku ze zmianami, które przyniósł. Dlatego ten sam tekst wraz z upływem czasu nie będzie nigdy taki jak kiedyś. Zmieniamy się i my.
Te skądinąd oczywiste spostrzeżenia intensyfikują się w związku z niniejszą książką. Zbiera ona teksty powstałe w ciągu bez mała trzydziestu lat, nade wszystko jednak będące owocem pewnego spotkania, które odbyło się kilka lat wcześniej. Nie planujemy naszych spotkań. Tym bardziej nie możemy przewidzieć ich wszystkich konsekwencji. Aby je w pełni dostrzec i docenić, potrzeba właśnie… czasu. I tu nieocenionym świadkiem mogą się okazać właśnie teksty. Jak w lustrze odbijają one wspomnienia i związane z nimi emocje. Są świadectwem spotkań i ludzi.
Nie sposób było przypuszczać, że moje spotkanie z Piotrem Pawłowskim w 1988 roku na wakacyjnym turnusie dla osób niepełnosprawnych w podwarszawskim Łaźniewie będzie miało tak dalekosiężne skutki. Pojechałem tam jako wolontariusz. Piotr został mi „przydzielony” jako podopieczny. Nie mając żadnego doświadczenia w pomocy osobie na wózku, musiałem się wszystkiego nauczyć. Piotr był cierpliwym i skutecznym nauczycielem, ale i pomoc jemu była bardzo angażująca. Obok Piotra elegancji i kultury ujmujące okazały się pomysłowość, łatwość nawiązywania kontaktów z wieloma osobami, ale też przede wszystkim szczególny zmysł praktyczny i… jego wizje własnej niepełnosprawności, ludzi niepełnosprawnych i ich miejsca w świecie.
Po tym spotkaniu i turnusie nasza znajomość trwała. W czasach prawie całkowitego braku udogodnień wielkim wyzwaniem były i rozmaite wyprawy (m.in. kolejne do Łaźniewa), i zakupy (wzbudzające zazwyczaj zdumienie sprzedawców), i podróże po Warszawie (nie tylko autobusami czy tramwajami starego jeszcze typu; nie tylko nieruchomymi, lecz także ruchomymi schodami), ale też po świecie (Holandia i USA). Okazały się zaskakującymi kolejnymi etapami tego pierwszego spotkania. Nie był to jednak koniec zaskoczeń, kilka lat bowiem po rozpoczęciu naszej znajomości zdecydowałem się wstąpić do opactwa tynieckiego. Wydawać by się mogło, że znajomość się zakończy. A jednak nie. Mniej więcej dwa lata później Piotr przyjechał pierwszy raz do Tyńca – jeszcze wtedy nie w pełni odnowionego, z nierównym dziedzińcem i bez windy w domu gości. Wnosiliśmy go po schodach na piętro opatówki, po kolejnych schodach do kościoła, do krużganka, do refektarza. Był to też czas rodzenia się pomysłu „Integracji”. Rozmawialiśmy o tym ze świętej pamięci opatem ojcem Adamem Kozłowskim OSB, nie przypuszczając nawet, że za dziesięć lat ojciec Adam też będzie korzystał z wózka, w ostatniej fazie choroby nowotworowej, która wkrótce zabierze go z tego świata. Jakże w ostatnich dniach jego życia przydało się moje doświadczenie z obsługą wózka, zdobyte przy Piotrze! Dlatego też dedykuję tę książkę pamięci ich obu; opat dał bowiem pozwolenie na moje pisanie do „Integracji”, kiedy to niedługo po pierwszym spotkaniu z Piotrem w Tyńcu pojawiła się prośba o teksty do jego pisma. Było ono wtedy w zgrzebnej szacie graficznej i niewielkiej objętości.
I tak oto przez kolejne lata rozwoju wydawcy, czyli Stowarzyszenia Przyjaciół Integracji, i przez kolejne etapy mojego benedyktyńskiego życia co dwa miesiące powstawały teksty. W międzyczasie spotykaliśmy się z Piotrem w Warszawie, jako diakon uczestniczyłem w jego ślubie z Ewą, zakończyła się odbudowa tynieckiej „Wielkiej Ruiny”, nagrodzona – dzięki Piotrowi – tytułem „Obiekt bez barier”, a ponadto opactwo dostało nagrodę Totus Tuus (w której kapitule Piotr zasiadł jako laureat jednej z poprzednich edycji).
Czas biegnie dalej. I w sposób naturalny stopniowo i nieubłaganie przenika do kolejnych tekstów. „Integracja” prężnie się rozwijała. Czasopismo piękniało, powiększało swoją objętość, profesjonalizowało się. Powstał portal Niepelnosprawni.pl. Piotr stał się osobą znaną, docenianą, nagradzaną. Tym bardziej wzruszające było to, że pamiętał o przyjacielu mnichu. Tymczasem życie – jak to ma w zwyczaju – przekracza obserwacje i medytacje z perspektywy klasztornej. Wytrąciło naszą znajomość z torów czasu – 8 października 2018 roku Piotr nieoczekiwanie odszedł; miesiąc po naszym ostatnim spotkaniu, pełnym planów i zapału do działania…
Od tego momentu wszystkie napisane teksty zyskały inne znaczenia. Te, które powstały później, chcąc nie chcąc, muszą być już inne. Wrażliwość, wyobraźnia łącząca moje mnisze życie ze światem ludzi niepełnosprawnych nabiera teraz nowej, eschatologicznej tonacji. Życie idzie dalej, ale już bez Piotra. I przynosi kolejne niespodzianki, taką bowiem stała się propozycja zebrania i wydania moich benedyktyńskich tekstów Integracyjnych. To pomysł Jacka Zelka, za co mu wraz z „Integracją” dziękujemy. Bo oto pojawiła się okazja do spojrzenia wstecz – nie tylko na teksty, lecz przez nie także na kontekst ich powstania. Początkowo były to „Małe medytacje” – okolicznościowe impresje odczytywane w kluczu duchowym. Potem pojawiło się kilka refleksji o muzykach, kilka reakcji na listy od Czytelników. Następnie ukształtował się cykl „Wobec niepełnosprawności wiary…” podejmujący zagadnienia religijne bezpośrednio, ale w szerokim kontekście społecznym i kulturowym – wszak Czytelnicy „Integracji” to nie tylko ludzie wierzący. Powstawaniu wszystkich tekstów zawsze towarzyszyła myśl-pytanie: co mnich ma do powiedzenia osobom niepełnosprawnym? Przynosiła ona często zakłopotanie, ale i pewną solidarność – jak w przypadku prowokacyjnego pytania Piotra: „Czy niepełnosprawny może wstąpić do klasztoru benedyktyńskiego?”.
Cóż powiedzieć o niniejszym retrospektywnym powrocie tych tekstów w książce? Jest on chyba stanięciem przed kolejną niespodzianką – przyjęciem i reakcją Czytelników wobec nadal płynącego czasu i śladów, jakie ów czas na tych tekstach pozostawił. W trosce o jak najlepszy efekt wszystkie medytacje mają tytuły bez odniesienia do wspomnianych wyżej cykli – choć czasem tytuł pośrednio te kategorie wskazuje. Chcę podziękować redakcji „Integracji” za skrupulatne zebranie wszystkich tekstów, ich odświeżającą redakcję i korektę, a także oryginalne ikonki z księgi znaków Integracji – wiele z nich powstało nawet na potrzeby tej publikacji.
W niniejszym zbiorze dominuje porządek chronologiczny. Niektóre jednak, powtarzające się cyklicznie tematy (jak Boże Narodzenie, Wielkanoc, muzyka) zostały zestawione razem. Każdy tekst jest jednak narracją samą w sobie i może być czytany niezależnie. Istnieją jednak pewne ślady chronologiczne. Widać je w obecnych gdzieniegdzie aluzjach do towarzyszących powstającym tekstom postaci i wydarzeń. Tam można dostrzec na tekstach małe „zmarszczki”. Pozostaje wszakże nadzieja, że dodadzą im one szlachetności. Tu i ówdzie pojawiają się niezbędne przypisy.
Wszystkim Czytelnikom dziękuję za wzięcie tej książki do ręki. Niech pomoże Wam popatrzeć na niepełnosprawność medytacyjnie. Będzie wspaniale, jeśli okaże się to nową formą integracji! / Bernard Sawicki OSB
Szkice medytacyjne
Teksty mają swoje życie. Także się starzeją – a może raczej: czas pozostawia na nich swoje piętno. Jedne uszlachetnia, innym szkodzi. Powrót do tych samych tekstów po latach to zawsze wyzwanie: możliwość miłej niespodzianki albo rozczarowanie. Dotyczy to tak autora, jak i – w innym stopniu – Czytelników. Bo przecież tekst zawsze żyje w szerszym kontekście: spotkań, ludzi, sytuacji i związanych z tym emocji. Czas przynosi inną perspektywę widzenia wydarzeń, z których zrodził się tekst. Rozrzedza on lub zagęszcza emocje, rozszerza lub zawęża kontekst – w związku ze zmianami, które przyniósł. Dlatego ten sam tekst wraz z upływem czasu nie będzie nigdy taki jak kiedyś. Zmieniamy się i my.
Te skądinąd oczywiste spostrzeżenia intensyfikują się w związku z niniejszą książką. Zbiera ona teksty powstałe w ciągu bez mała trzydziestu lat, nade wszystko jednak będące owocem pewnego spotkania, które odbyło się kilka lat wcześniej. Nie planujemy naszych spotkań. Tym bardziej nie możemy przewidzieć ich wszystkich konsekwencji. Aby je w pełni dostrzec i docenić, potrzeba właśnie… czasu. I tu nieocenionym świadkiem mogą się okazać właśnie teksty. Jak w lustrze odbijają one wspomnienia i związane z nimi emocje. Są świadectwem spotkań i ludzi.
Nie sposób było przypuszczać, że moje spotkanie z Piotrem Pawłowskim w 1988 roku na wakacyjnym turnusie dla osób niepełnosprawnych w podwarszawskim Łaźniewie będzie miało tak dalekosiężne skutki. Pojechałem tam jako wolontariusz. Piotr został mi „przydzielony” jako podopieczny. Nie mając żadnego doświadczenia w pomocy osobie na wózku, musiałem się wszystkiego nauczyć. Piotr był cierpliwym i skutecznym nauczycielem, ale i pomoc jemu była bardzo angażująca. Obok Piotra elegancji i kultury ujmujące okazały się pomysłowość, łatwość nawiązywania kontaktów z wieloma osobami, ale też przede wszystkim szczególny zmysł praktyczny i… jego wizje własnej niepełnosprawności, ludzi niepełnosprawnych i ich miejsca w świecie.
Po tym spotkaniu i turnusie nasza znajomość trwała. W czasach prawie całkowitego braku udogodnień wielkim wyzwaniem były i rozmaite wyprawy (m.in. kolejne do Łaźniewa), i zakupy (wzbudzające zazwyczaj zdumienie sprzedawców), i podróże po Warszawie (nie tylko autobusami czy tramwajami starego jeszcze typu; nie tylko nieruchomymi, lecz także ruchomymi schodami), ale też po świecie (Holandia i USA). Okazały się zaskakującymi kolejnymi etapami tego pierwszego spotkania. Nie był to jednak koniec zaskoczeń, kilka lat bowiem po rozpoczęciu naszej znajomości zdecydowałem się wstąpić do opactwa tynieckiego. Wydawać by się mogło, że znajomość się zakończy. A jednak nie. Mniej więcej dwa lata później Piotr przyjechał pierwszy raz do Tyńca – jeszcze wtedy nie w pełni odnowionego, z nierównym dziedzińcem i bez windy w domu gości. Wnosiliśmy go po schodach na piętro opatówki, po kolejnych schodach do kościoła, do krużganka, do refektarza. Był to też czas rodzenia się pomysłu „Integracji”. Rozmawialiśmy o tym ze świętej pamięci opatem ojcem Adamem Kozłowskim OSB, nie przypuszczając nawet, że za dziesięć lat ojciec Adam też będzie korzystał z wózka, w ostatniej fazie choroby nowotworowej, która wkrótce zabierze go z tego świata. Jakże w ostatnich dniach jego życia przydało się moje doświadczenie z obsługą wózka, zdobyte przy Piotrze! Dlatego też dedykuję tę książkę pamięci ich obu; opat dał bowiem pozwolenie na moje pisanie do „Integracji”, kiedy to niedługo po pierwszym spotkaniu z Piotrem w Tyńcu pojawiła się prośba o teksty do jego pisma. Było ono wtedy w zgrzebnej szacie graficznej i niewielkiej objętości.
I tak oto przez kolejne lata rozwoju wydawcy, czyli Stowarzyszenia Przyjaciół Integracji, i przez kolejne etapy mojego benedyktyńskiego życia co dwa miesiące powstawały teksty. W międzyczasie spotykaliśmy się z Piotrem w Warszawie, jako diakon uczestniczyłem w jego ślubie z Ewą, zakończyła się odbudowa tynieckiej „Wielkiej Ruiny”, nagrodzona – dzięki Piotrowi – tytułem „Obiekt bez barier”, a ponadto opactwo dostało nagrodę Totus Tuus (w której kapitule Piotr zasiadł jako laureat jednej z poprzednich edycji).
Czas biegnie dalej. I w sposób naturalny stopniowo i nieubłaganie przenika do kolejnych tekstów. „Integracja” prężnie się rozwijała. Czasopismo piękniało, powiększało swoją objętość, profesjonalizowało się. Powstał portal Niepelnosprawni.pl. Piotr stał się osobą znaną, docenianą, nagradzaną. Tym bardziej wzruszające było to, że pamiętał o przyjacielu mnichu. Tymczasem życie – jak to ma w zwyczaju – przekracza obserwacje i medytacje z perspektywy klasztornej. Wytrąciło naszą znajomość z torów czasu – 8 października 2018 roku Piotr nieoczekiwanie odszedł; miesiąc po naszym ostatnim spotkaniu, pełnym planów i zapału do działania…
Od tego momentu wszystkie napisane teksty zyskały inne znaczenia. Te, które powstały później, chcąc nie chcąc, muszą być już inne. Wrażliwość, wyobraźnia łącząca moje mnisze życie ze światem ludzi niepełnosprawnych nabiera teraz nowej, eschatologicznej tonacji. Życie idzie dalej, ale już bez Piotra. I przynosi kolejne niespodzianki, taką bowiem stała się propozycja zebrania i wydania moich benedyktyńskich tekstów Integracyjnych. To pomysł Jacka Zelka, za co mu wraz z „Integracją” dziękujemy. Bo oto pojawiła się okazja do spojrzenia wstecz – nie tylko na teksty, lecz przez nie także na kontekst ich powstania. Początkowo były to „Małe medytacje” – okolicznościowe impresje odczytywane w kluczu duchowym. Potem pojawiło się kilka refleksji o muzykach, kilka reakcji na listy od Czytelników. Następnie ukształtował się cykl „Wobec niepełnosprawności wiary…” podejmujący zagadnienia religijne bezpośrednio, ale w szerokim kontekście społecznym i kulturowym – wszak Czytelnicy „Integracji” to nie tylko ludzie wierzący. Powstawaniu wszystkich tekstów zawsze towarzyszyła myśl-pytanie: co mnich ma do powiedzenia osobom niepełnosprawnym? Przynosiła ona często zakłopotanie, ale i pewną solidarność – jak w przypadku prowokacyjnego pytania Piotra: „Czy niepełnosprawny może wstąpić do klasztoru benedyktyńskiego?”.
Cóż powiedzieć o niniejszym retrospektywnym powrocie tych tekstów w książce? Jest on chyba stanięciem przed kolejną niespodzianką – przyjęciem i reakcją Czytelników wobec nadal płynącego czasu i śladów, jakie ów czas na tych tekstach pozostawił. W trosce o jak najlepszy efekt wszystkie medytacje mają tytuły bez odniesienia do wspomnianych wyżej cykli – choć czasem tytuł pośrednio te kategorie wskazuje. Chcę podziękować redakcji „Integracji” za skrupulatne zebranie wszystkich tekstów, ich odświeżającą redakcję i korektę, a także oryginalne ikonki z księgi znaków Integracji – wiele z nich powstało nawet na potrzeby tej publikacji.
W niniejszym zbiorze dominuje porządek chronologiczny. Niektóre jednak, powtarzające się cyklicznie tematy (jak Boże Narodzenie, Wielkanoc, muzyka) zostały zestawione razem. Każdy tekst jest jednak narracją samą w sobie i może być czytany niezależnie. Istnieją jednak pewne ślady chronologiczne. Widać je w obecnych gdzieniegdzie aluzjach do towarzyszących powstającym tekstom postaci i wydarzeń. Tam można dostrzec na tekstach małe „zmarszczki”. Pozostaje wszakże nadzieja, że dodadzą im one szlachetności. Tu i ówdzie pojawiają się niezbędne przypisy.
Wszystkim Czytelnikom dziękuję za wzięcie tej książki do ręki. Niech pomoże Wam popatrzeć na niepełnosprawność medytacyjnie. Będzie wspaniale, jeśli okaże się to nową formą integracji! / Bernard Sawicki OSB
Odbiorca: :
* Pola wymagane
lub Anuluj
Bernard Sawicki OSB - absolwent Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie (teoria muzyki, fortepian). Od 1994 r. profes opactwa tynieckiego, gdzie w r. 2000 przyjął święcenia kapłańskie, a w latach 2005-2013 był opatem. Studiował teologię w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie oraz w Ateneum św. Anzelma w Rzymie, gdzie obecnie wykłada.