Zobacz większe
37,50 zł
Wydanie | Pierwsze, 2015 |
ISBN | 9788373545793 |
Oprawa | Miękka |
Format | 145x205 |
Stron | 302 |
Brak | Tekst który się nie wyświetla i musi być na końcu, jeśli nie ma podtyułu |
Zawsze można napisać, że Miasto wewnętrzne to zbiór szkiców i esejów, które poszukują schronienia w sztuce. Przywołana figura miasta ma pokazać, że sztuka jest po to, aby ocalać, aby się w niej chować, nią leczyć i wraz z nią szukać odpowiedzi na najważniejsze pytania. Ta książka może być dziennikiem miejskim z czasowego „zamieszkania” przede wszystkim w dziełach literackich. Skrupulatnie odnotowywałem w nim próby podjęcia dialogu z Miastem, nasze rozmowy, moją kontestację, jego monolog.
Najpierw był tytuł. Inspiracją była inna książka, której tytuł głęboko we mnie zagościł – Polis monachorum Macieja Bielawskiego. Wtedy, kilka lat temu, dotarło do mnie, że jestem obywatelem innego polis – Miasta wewnętrznego. Szukałem przewodników, a kiedy ich znalazłem, pozwoliłem się poprowadzić. Tak po prostu i całkiem zwyczajnie. Wędrując wewnętrznymi ulicami, gubiłem nieco czas; wiem, że współczesność wymaga, aby taka książka powstawała szybko. Wbrew tym roszczeniom, a także wbrew sobie, co teraz uważam za zbawienne, Miasto wewnętrzne pisało się, tak jak chciało, swoim rytmem. Stąd w moich prywatnych utyskiwaniach zyskało podtytuł „latopis”.
Ta książka jest do czytania, dlatego nie ma w niej przypisów. Nie oszukujmy się: czytamy te same książki, naprawdę. Cytaty są z łatwością rozpoznawalne lub źródła ich pochodzenia wyraźnie zasygnalizowane. Taki jest też sens książki: jeśli czytelnika coś zaintryguje i będzie chciał zgłębić temat, wytyczy własną ścieżkę do Miasta.
Miasto wewnętrzne jest ludne, a ja nie jestem jedynym, który zna do niego drogę. Czasem ktoś wskazał mi tę mniej uczęszczaną, kogoś spotkałem przy bramie ukrytej w żywopłocie, ktoś mnie odprowadził pod same mury lub cierpliwie przy nich na mnie czekał. Dedykacja jest często jedyną formą podziękowania, gdy mowa się jąka.
Miasto wewnętrzne, mój latopis, nie powstałby, gdyby nie stypendium, które otrzymałem w roku 2012 od Ministra Kultury i Sztuki. Oprócz pomocy finansowej otrzymałem rozłożoną na lata, nigdy nie wyczerpaną cierpliwość i miłość mojej żony, Miry. Ona była i jest moim pierwszym czytelnikiem, a jej wnikliwe uwagi zawsze pozwalały mi wydobyć z tekstu trochę więcej. Dziękuję za to, co jest, i za to, co nie może być wysłowione.
Miasto wewnętrzne
Zawsze można napisać, że Miasto wewnętrzne to zbiór szkiców i esejów, które poszukują schronienia w sztuce. Przywołana figura miasta ma pokazać, że sztuka jest po to, aby ocalać, aby się w niej chować, nią leczyć i wraz z nią szukać odpowiedzi na najważniejsze pytania. Ta książka może być dziennikiem miejskim z czasowego „zamieszkania” przede wszystkim w dziełach literackich. Skrupulatnie odnotowywałem w nim próby podjęcia dialogu z Miastem, nasze rozmowy, moją kontestację, jego monolog.
Najpierw był tytuł. Inspiracją była inna książka, której tytuł głęboko we mnie zagościł – Polis monachorum Macieja Bielawskiego. Wtedy, kilka lat temu, dotarło do mnie, że jestem obywatelem innego polis – Miasta wewnętrznego. Szukałem przewodników, a kiedy ich znalazłem, pozwoliłem się poprowadzić. Tak po prostu i całkiem zwyczajnie. Wędrując wewnętrznymi ulicami, gubiłem nieco czas; wiem, że współczesność wymaga, aby taka książka powstawała szybko. Wbrew tym roszczeniom, a także wbrew sobie, co teraz uważam za zbawienne, Miasto wewnętrzne pisało się, tak jak chciało, swoim rytmem. Stąd w moich prywatnych utyskiwaniach zyskało podtytuł „latopis”.
Ta książka jest do czytania, dlatego nie ma w niej przypisów. Nie oszukujmy się: czytamy te same książki, naprawdę. Cytaty są z łatwością rozpoznawalne lub źródła ich pochodzenia wyraźnie zasygnalizowane. Taki jest też sens książki: jeśli czytelnika coś zaintryguje i będzie chciał zgłębić temat, wytyczy własną ścieżkę do Miasta.
Miasto wewnętrzne jest ludne, a ja nie jestem jedynym, który zna do niego drogę. Czasem ktoś wskazał mi tę mniej uczęszczaną, kogoś spotkałem przy bramie ukrytej w żywopłocie, ktoś mnie odprowadził pod same mury lub cierpliwie przy nich na mnie czekał. Dedykacja jest często jedyną formą podziękowania, gdy mowa się jąka.
Miasto wewnętrzne, mój latopis, nie powstałby, gdyby nie stypendium, które otrzymałem w roku 2012 od Ministra Kultury i Sztuki. Oprócz pomocy finansowej otrzymałem rozłożoną na lata, nigdy nie wyczerpaną cierpliwość i miłość mojej żony, Miry. Ona była i jest moim pierwszym czytelnikiem, a jej wnikliwe uwagi zawsze pozwalały mi wydobyć z tekstu trochę więcej. Dziękuję za to, co jest, i za to, co nie może być wysłowione.
Odbiorca: :
* Pola wymagane
lub Anuluj
Marcin Cielecki – ur. 1979 r. Poeta, eseista. Autor zbioru wierszy Czas przycinania winnic (2002), Ostatnie Królestwo (2010). Publikował na łamach „Toposu”, „Twórczości”, „Znaku”, „Więzi”, „W drodze”, „Przeglądu Powszechnego”. Stypendysta Marszałka Województwa Warmińsko-Mazurskiego (2009, literatura). Stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2011, literatura). Mieszka w Olsztynie z żoną i synami.