Światłocienie Zobacz większe

26,60 zł

Informacje dodatkowe

Wydanie Pierwsze, 2016
ISBN 97883735464
Oprawa Miękka
Format 145x205
Stron 214
Brak Tekst który się nie wyświetla i musi być na końcu, jeśli nie ma podtyułu

Podziel się

Małgorzata Grzegorzewska

Światłocienie

Niniejsza książka nie jest podręcznikiem do nauki literatury, rozprawą literaturoznawczą ani zapisem wygłoszonych przeze mnie wykładów, chociaż wszystkie rozdziały odnoszą się do tekstów omawianych ze studentami. Zależało mi na tym, żeby utrwalić chwile, gdy podczas prowadzonych zajęć nagle trafiałam na jakiś drobny szczegół w dobrze znanych i wielokrotnie omawianych utworach, który wcześniej uchodził mojej uwadze. Każdy z rozdziałów jest formą post scriptum; nie tyle analizą czy interpretacją, co próbą uchwycenia naddatku sensu w dziele literackim. Każdy tekst daje się nam w nadmiarze, przekraczając horyzont naszych oczekiwań. W każdej chwili możemy zostać pochwyceni przez to, co otrzymujemy i co domaga się naszej uwagi; powołani do opuszczenia poznanego skrawka ziemi i wyruszenia w nieznane. Szczególnie wyraźnie widać to przy powrotach. Biorąc ponownie do ręki wielokrotnie już omówione i zinterpretowane teksty, starałam się nie stawiać żadnych granic. Żadne odczytanie nie wyczerpuje znaczenia dzieła literackiego; każda ponowna próba może zwiastować kolejne zaskoczenie. Skoro mowa o zwiastowaniu, to nie można obruszać się na muśnięcie anielskich skrzydeł, czasem nie sposób się nie zatrwożyć, ale też warto otworzyć się na tajemnicę. Jan Błoński wymagał od literaturoznawców, by widzieli „jasno, w zachwyceniu”. Powoli dochodzę do wniosku, że to pozornie paradoksalne połączenie w istocie stanowi warunek konieczny odkrywania kolejnych pokładów znaczenia. Nie da się widzieć jasno bez zachwytu; tylko w zachwyceniu można widzieć coraz więcej. Zachwyt pozwala patrzeć wbrew sobie. Bez warunków wstępnych. Bez oglądania się wstecz na to, co się już wie, i nie w pogoni za tym, co chce się uchwycić, lecz w tym, dla tego i przez to, co się nam daje.

Więcej szczegółów

Hans Urs von Balthasar pisze: „Hopkins uważa, że w wierszu The Windhover […] osiągnął poetycką doskonałość, a to szczególnie z racji jedności, jaka istniała między wizją a przedmiotem kontemplowanym”. W nakrapianym upierzeniu pustułki obserwator spostrzega wzór przypominający niebo o brzasku słońca, upstrzone plamkami drobnych obłoków. Sokół Hopkinsa jest „wybrańcem poranka” („morning’s minion”) i „królewiczem krainy / Światła” („king-dom of daylight’s dauphin”). Obie te frazy nawiązują do znanej angielskiej gry słów sun/son („Syn (Boży)/słońce”), którą zachwycał się, między innymi, podziwiany przez Hopkinsa poeta XVII w. George Herbert. W wierszu Hopkinsa mamy do czynienia z niezwykłym użyciem przerzutni, która dzieli słowo king-dom na sylaby i tak wydobywa prawdę o Synu Bożym; będąc Dziedzicem i następcą tronu (dauphin), sam jest Królem (king). Jego pałacem jest niebo, którego sklepienie przypomina kopułę świątyni (dome). Do Niego należą dary ofiarne składane na ołtarzach opatrzonych napisem D.O.M. – Deo Optimo Maximo (Bogu najlepszemu, największemu).

Napisz recenzje

Światłocienie

Światłocienie

Niniejsza książka nie jest podręcznikiem do nauki literatury, rozprawą literaturoznawczą ani zapisem wygłoszonych przeze mnie wykładów, chociaż wszystkie rozdziały odnoszą się do tekstów omawianych ze studentami. Zależało mi na tym, żeby utrwalić chwile, gdy podczas prowadzonych zajęć nagle trafiałam na jakiś drobny szczegół w dobrze znanych i wielokrotnie omawianych utworach, który wcześniej uchodził mojej uwadze. Każdy z rozdziałów jest formą post scriptum; nie tyle analizą czy interpretacją, co próbą uchwycenia naddatku sensu w dziele literackim. Każdy tekst daje się nam w nadmiarze, przekraczając horyzont naszych oczekiwań. W każdej chwili możemy zostać pochwyceni przez to, co otrzymujemy i co domaga się naszej uwagi; powołani do opuszczenia poznanego skrawka ziemi i wyruszenia w nieznane. Szczególnie wyraźnie widać to przy powrotach. Biorąc ponownie do ręki wielokrotnie już omówione i zinterpretowane teksty, starałam się nie stawiać żadnych granic. Żadne odczytanie nie wyczerpuje znaczenia dzieła literackiego; każda ponowna próba może zwiastować kolejne zaskoczenie. Skoro mowa o zwiastowaniu, to nie można obruszać się na muśnięcie anielskich skrzydeł, czasem nie sposób się nie zatrwożyć, ale też warto otworzyć się na tajemnicę. Jan Błoński wymagał od literaturoznawców, by widzieli „jasno, w zachwyceniu”. Powoli dochodzę do wniosku, że to pozornie paradoksalne połączenie w istocie stanowi warunek konieczny odkrywania kolejnych pokładów znaczenia. Nie da się widzieć jasno bez zachwytu; tylko w zachwyceniu można widzieć coraz więcej. Zachwyt pozwala patrzeć wbrew sobie. Bez warunków wstępnych. Bez oglądania się wstecz na to, co się już wie, i nie w pogoni za tym, co chce się uchwycić, lecz w tym, dla tego i przez to, co się nam daje.