Nowość Wieczorki we dwoje Zobacz większe

26,00 zł

Informacje dodatkowe

ISBN 9788382053463
Oprawa Miękka ze skrzydełkami
Stron 206
Brak Tekst który się nie wyświetla i musi być na końcu, jeśli nie ma podtyułu

Podziel się

Joanna i Norbert Dawidczykowie

Wieczorki we dwoje

Norbert wyjechał na kilka dni na rekolekcje indywidualne w ciszy. Dzieci, i te dorosłe, i te młodsze, wyruszyły bladym świtem na majowy rajd harcerski. Zwykle głośny i pełen radości dom nagle opustoszał, stając się refleksyjną przestrzenią. Nasza psina – Miluś – też jakoś dziwnie ucichła i zwinięta w kłębek, położyła się u moich nóg. Usiadłam na balkonie z kubkiem kawy i patrząc na piękny kosz pełen lawendy, który dostałam od dzieci na Dzień Matki, pozwoliłam uczuciom, aby mnie poprowadziły. Wypełniła mnie tęsknota. Kilka dni bez męża to naprawdę długo. Świat wokół staje się wtedy niepełny, a przeżywana radość jakaś mniej intensywna. Wydaje się, że jestem silną, samodzielną i zdecydowaną kobietą, jednak dzisiaj czuję bezradność i zagubienie. Czy to możliwe, aby tak się działo po dwudziestu trzech latach małżeństwa, w wyniku tęsknoty za mężem, która wypełza z każdego kącika mojej duszy? Nawet jeśli komuś trudno w to uwierzyć, we mnie jest pewność, że tak! Tęsknię jak zakochana nastolatka i ta uczuciowa świeżość niezwykle mnie cieszy.

Niedopity kubek kawy pobudza do dalszej refleksji. W codzienności spotykam wiele małżeństw poszukujących szczęścia, pytających, czy małżeński dobrostan jest w ogóle możliwy, zastanawiających się nad sensem małżeństwa, pracą nad nim i walką o przetrwanie związku. Słucham tysiąca wzajemnych żalów, wielkiej góry pretensji i niespełnionych oczekiwań. Staram się niepostrzeżenie usiąść emocjonalnie pośrodku walczących, słuchać jednej i drugiej strony z taką samą uważnością, uchwycić jeszcze gdzieś pojawiające się nitki małżeńskiej miłości, powiązać na supełki, uwypuklić, złapać dobro i wydobyć, aby można było się zakotwiczyć i zacząć odbudowywać. A potem przychodzę do domu i już od progu czuję, że tutaj się na mnie czeka, a zwyczajna miłość owiewa mnie w drzwiach i zaprasza do przytulnego środka. W naszym domku, jak mawiają dzieci, wszystko jest zwyczajne: meble bardziej użyteczne niż wyjątkowe, obrazy z elementem oryginalności, ale na pewno nie arcydzieła, salon urządzony moją ręką, bez znajomości prawideł projektowania wnętrz, ale wygodny i funkcjonalny, pewnie nie do pokazywania w mediach społecznościowych, ale nasz, własny, znany, ciepły. Kuchnia też nie z modnego katalogu, a jednak przytulna. Tak jak nasza miłość – w wyniku swej zwyczajności – niezwyczajna. Nie jesteśmy ani wyjątkowo materialnie zamożni, ani nieprzeciętnie piękni, ani znani, ani niezwykle utalentowani, jeśli patrzylibyśmy na siebie w kategoriach świata, stosowali wyznaczniki szczęścia dominujące na portalach społecznościowych. Jednak wiem, że otrzymaliśmy niesamowity dar przeżywania w codzienności małżeńskiego szczęścia, czyli po prostu i zwyczajnie jesteśmy szczęśliwi. Nie znaczy to, że nie doświadczamy bólu, chorób, trudności czy zmęczenia i zniechęcenia, że się nie kłócimy, a wszelkie życiowe burze omijają nas wielkim łukiem. Nic z tych rzeczy, doświadczamy codziennej zwyczajności chwilami aż do bólu, jednak ona nie psuje nam smaku szczęścia, bo ma w sobie piękno i mądrość, z których czerpiemy, świadomi, że na tym również polega sens życia.

Kawy w kubku zostało jeszcze na dwa łyki, ale jej aromat zachęca do dalszych refleksji, a skąpany w porannym majowym słońcu balkon zaprasza do nieśpiesznego przeżywania dnia. Czuję, jak ciepło rozlewa się w moim sercu. Jutro wraca Norbuś (bo tak mówię do mojego męża), a za tydzień wyjeżdżamy na romantyczny urlop we dwoje, aby celebrować małżeństwo, bo takie świętowanie jest dla nas niezbędne dla odświeżania wzajemnej miłości.

Szczęście małżeńskie to dar darmo dany w dniu ślubu. Aby mógł się rozwinąć, potrzebuje jednak systematycznego pielęgnowania – jak kwiaty na naszym tarasie lub w ogrodzie.

Zapraszamy was, kochani Czytelnicy, na wyprawę w stronę małżeńskiego szczęścia. Oby ta książka stała się znaczącym drogowskazem w małżeńskiej podróży ku sobie, a nawet ratunkowym kołem nadziei na miłość dla tych, których zalewają już fale / Joanna i Norbert Dawidczykowie

Napisz recenzje

Wieczorki we dwoje

Wieczorki we dwoje

Norbert wyjechał na kilka dni na rekolekcje indywidualne w ciszy. Dzieci, i te dorosłe, i te młodsze, wyruszyły bladym świtem na majowy rajd harcerski. Zwykle głośny i pełen radości dom nagle opustoszał, stając się refleksyjną przestrzenią. Nasza psina – Miluś – też jakoś dziwnie ucichła i zwinięta w kłębek, położyła się u moich nóg. Usiadłam na balkonie z kubkiem kawy i patrząc na piękny kosz pełen lawendy, który dostałam od dzieci na Dzień Matki, pozwoliłam uczuciom, aby mnie poprowadziły. Wypełniła mnie tęsknota. Kilka dni bez męża to naprawdę długo. Świat wokół staje się wtedy niepełny, a przeżywana radość jakaś mniej intensywna. Wydaje się, że jestem silną, samodzielną i zdecydowaną kobietą, jednak dzisiaj czuję bezradność i zagubienie. Czy to możliwe, aby tak się działo po dwudziestu trzech latach małżeństwa, w wyniku tęsknoty za mężem, która wypełza z każdego kącika mojej duszy? Nawet jeśli komuś trudno w to uwierzyć, we mnie jest pewność, że tak! Tęsknię jak zakochana nastolatka i ta uczuciowa świeżość niezwykle mnie cieszy.

Niedopity kubek kawy pobudza do dalszej refleksji. W codzienności spotykam wiele małżeństw poszukujących szczęścia, pytających, czy małżeński dobrostan jest w ogóle możliwy, zastanawiających się nad sensem małżeństwa, pracą nad nim i walką o przetrwanie związku. Słucham tysiąca wzajemnych żalów, wielkiej góry pretensji i niespełnionych oczekiwań. Staram się niepostrzeżenie usiąść emocjonalnie pośrodku walczących, słuchać jednej i drugiej strony z taką samą uważnością, uchwycić jeszcze gdzieś pojawiające się nitki małżeńskiej miłości, powiązać na supełki, uwypuklić, złapać dobro i wydobyć, aby można było się zakotwiczyć i zacząć odbudowywać. A potem przychodzę do domu i już od progu czuję, że tutaj się na mnie czeka, a zwyczajna miłość owiewa mnie w drzwiach i zaprasza do przytulnego środka. W naszym domku, jak mawiają dzieci, wszystko jest zwyczajne: meble bardziej użyteczne niż wyjątkowe, obrazy z elementem oryginalności, ale na pewno nie arcydzieła, salon urządzony moją ręką, bez znajomości prawideł projektowania wnętrz, ale wygodny i funkcjonalny, pewnie nie do pokazywania w mediach społecznościowych, ale nasz, własny, znany, ciepły. Kuchnia też nie z modnego katalogu, a jednak przytulna. Tak jak nasza miłość – w wyniku swej zwyczajności – niezwyczajna. Nie jesteśmy ani wyjątkowo materialnie zamożni, ani nieprzeciętnie piękni, ani znani, ani niezwykle utalentowani, jeśli patrzylibyśmy na siebie w kategoriach świata, stosowali wyznaczniki szczęścia dominujące na portalach społecznościowych. Jednak wiem, że otrzymaliśmy niesamowity dar przeżywania w codzienności małżeńskiego szczęścia, czyli po prostu i zwyczajnie jesteśmy szczęśliwi. Nie znaczy to, że nie doświadczamy bólu, chorób, trudności czy zmęczenia i zniechęcenia, że się nie kłócimy, a wszelkie życiowe burze omijają nas wielkim łukiem. Nic z tych rzeczy, doświadczamy codziennej zwyczajności chwilami aż do bólu, jednak ona nie psuje nam smaku szczęścia, bo ma w sobie piękno i mądrość, z których czerpiemy, świadomi, że na tym również polega sens życia.

Kawy w kubku zostało jeszcze na dwa łyki, ale jej aromat zachęca do dalszych refleksji, a skąpany w porannym majowym słońcu balkon zaprasza do nieśpiesznego przeżywania dnia. Czuję, jak ciepło rozlewa się w moim sercu. Jutro wraca Norbuś (bo tak mówię do mojego męża), a za tydzień wyjeżdżamy na romantyczny urlop we dwoje, aby celebrować małżeństwo, bo takie świętowanie jest dla nas niezbędne dla odświeżania wzajemnej miłości.

Szczęście małżeńskie to dar darmo dany w dniu ślubu. Aby mógł się rozwinąć, potrzebuje jednak systematycznego pielęgnowania – jak kwiaty na naszym tarasie lub w ogrodzie.

Zapraszamy was, kochani Czytelnicy, na wyprawę w stronę małżeńskiego szczęścia. Oby ta książka stała się znaczącym drogowskazem w małżeńskiej podróży ku sobie, a nawet ratunkowym kołem nadziei na miłość dla tych, których zalewają już fale / Joanna i Norbert Dawidczykowie