Zobacz większe
19,40 zł
ISBN | 9788382050578 |
Format | PDF, MOBI, EPUB |
Ebook | https://tyniec.com.pl/ksiazki-malgorzaty-borkowskiej-osb/1658-okruchy-9788382050431.html |
Szczenięta pod stołem jadają z okruszyn dzieci… – mówiła do Chrystusa Syrofenicjanka (Mk 7,28). Co ja się kiedyś naprosiłam czcigodnej redakcji Biblii Tynieckiej! Co się natłumaczyłam, że po polsku szczenięta pod stołem mogą jeść z podłogi, ale nie z okruszyn; i mogą jeść okruszyny chleba (upuszczone przez dzieci), ale nie okruszyny dzieci… Nic nie pomogło, składnia grecka czy może wpojona w młodości łacińska okazała się silniejsza od rodzimej, i po dziś dzień w Ewangelii Marka szczenięta jadają okruszyny dzieci. Przynajmniej w okolicach Tyru i Sydonu; na szczęście, nie u nas.
A ten tomik to właśnie takie okruchy, sypiące się ze stołu bez ładu i składu ani (na ogół) wzajemnego powiązania. Z jakiejś przyczyny jakiś temat domagał się zwięzłego omówienia i powstawał tekst, którego potem nijak nie dało się przypiąć ani przyłatać do pisanych równolegle prac obszerniejszych. Wydane dotąd nie były; kilka trafiło już do sieci, ale niewiele. Otóż wbrew pozorom, zagadnienia te bywały często ważne i teksty jeszcze mogą się przydać. Dlatego porządkując swoje papiery (czas na to, kiedy się ma lat 80) pozbierałam je wszystkie, dodałam to i owo, i zapraszam czytelnika… pod stół. Na okruchy.
A gdyby jeszcze przed moją śmiercią w którymś kolejnym wydaniu Biblii Tynieckiej znikły te okruszyny dzieci, to sama wlezę pod ten stół i zarzut odszczekam.
E-book - Okruchy
Szczenięta pod stołem jadają z okruszyn dzieci… – mówiła do Chrystusa Syrofenicjanka (Mk 7,28). Co ja się kiedyś naprosiłam czcigodnej redakcji Biblii Tynieckiej! Co się natłumaczyłam, że po polsku szczenięta pod stołem mogą jeść z podłogi, ale nie z okruszyn; i mogą jeść okruszyny chleba (upuszczone przez dzieci), ale nie okruszyny dzieci… Nic nie pomogło, składnia grecka czy może wpojona w młodości łacińska okazała się silniejsza od rodzimej, i po dziś dzień w Ewangelii Marka szczenięta jadają okruszyny dzieci. Przynajmniej w okolicach Tyru i Sydonu; na szczęście, nie u nas.
A ten tomik to właśnie takie okruchy, sypiące się ze stołu bez ładu i składu ani (na ogół) wzajemnego powiązania. Z jakiejś przyczyny jakiś temat domagał się zwięzłego omówienia i powstawał tekst, którego potem nijak nie dało się przypiąć ani przyłatać do pisanych równolegle prac obszerniejszych. Wydane dotąd nie były; kilka trafiło już do sieci, ale niewiele. Otóż wbrew pozorom, zagadnienia te bywały często ważne i teksty jeszcze mogą się przydać. Dlatego porządkując swoje papiery (czas na to, kiedy się ma lat 80) pozbierałam je wszystkie, dodałam to i owo, i zapraszam czytelnika… pod stół. Na okruchy.
A gdyby jeszcze przed moją śmiercią w którymś kolejnym wydaniu Biblii Tynieckiej znikły te okruszyny dzieci, to sama wlezę pod ten stół i zarzut odszczekam.
Odbiorca: :
* Pola wymagane
lub Anuluj
Fragmenty:
Potrzebujemy zrozumienia i potrzebujemy spotkania. Bóg daje nam jedno i drugie: tyle, ile potrzeba i wtedy, kiedy potrzeba. Inicjatywa należy do Niego. On jeden wie, kiedy nas wyprawić do naszego Emaus, i kiedy się do nas przyłączyć, i co nam w drodze mówić. Błogosławiona ta chwila; ale błogosławione także wszystkie inne, bo albo do tego spotkania prowadzą, albo z tego zrozumienia czerpią.
Póki żyjemy na tym świecie, żadne widzenie nie zastąpi wiary. Przez wiarę biegnie nasza droga, tak to Bóg najwyraźniej zaplanował; czasem, rzadko, bo tylko u ludzi gotowych już do tego, widzenie może wiarę podeprzeć, ale nic więcej. I właśnie o wiarę Bóg nas prosi; widzenie (autentyczne!) tylko On może dać i kiedyś sam da; kiedy już nasza wiara do niego dojrzeje.
Nie ma życia bez zgody, a nie ma zgody bez ugody. Relacja, w której obie strony ciągną każda do siebie i dla siebie, jest od korzeni chora i może być tylko powodem nieszczęścia, krótszego lub dłuższego. Oczywiście ugoda nie na tym polega, żeby jedna strona ustępowała zawsze, a druga nigdy.
Dobro i zło są tak splątane, że na tym świecie nie można by wyplenić jednego bez naruszenia drugiego. (…) każdy człowiek jest takim splotem, granica między dobrem a złem biegnie przez jego własne serce; i życie, nieraz długie, jest okazją do tego, żeby on we współpracy z Łaską Bożą wyplątał się z kąkolu i stał się ziarnem czystym.
Nigdy sobie nie wolno powiedzieć: Bóg już na mnie machnął ręką. Ostatnie, co by mógł zrobić! (…) Ale w końcu Syn Boży przyniósł nam inny obraz Boga, i przyniósł nie tylko słowami, ale i czynem. Dał się ludziom zamęczyć nie po to, żeby utrwalić im obraz Boga Mściciela, ale przeciwnie: żeby im pokazać, jak daleko Bóg gotów się posunąć dla ich ratowania.
Nasi gorliwi tropiciele zagrożeń chodzą po świecie tak, jakby każdy krok groził śmiertelną pułapką. Chyba nie czytali: Będziesz stąpał po wężach i żmijach… (Ps 91,13). Przecież w tym psalmie nie chodzi o hodowlę gadów. Chodzi o ufność dziecka Bożego, które wie i nie wątpi, że Bóg rządzi światem i że nawet jeśli dopuszcza cierpienie, to do czasu i dla tym większego naszego dobra trwałego. I naprawdę należy się Mu ta ufność. Ci, którzy tak się bezustannie rozglądają za szatanem, czuliby się bezpieczniejsi i szczęśliwsi, gdyby ten sam czas zużyli na zajmowanie się Bogiem.
Małgorzata (Anna) Borkowska OSB, ur. w 1939 r., benedyktynka, historyk życia zakonnego, tłumaczka. Studiowała filologię polską i filozofię na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, oraz teologię na KUL-u, gdzie w roku 2011 otrzymała tytuł doktora honoris causa. Autorka wielu prac teologicznych i historycznych, felietonistka. Napisała m.in. nagrodzoną (KLIO) w 1997 roku monografię „Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII do końca XVIII wieku”. Wielką popularność zyskała wydając „Oślicę Balaama. Apel do duchownych panów” (2018). Obecnie wygłasza konferencje w ramach Weekendowych Rekolekcji Benedyktyńskich w Opactwie w Żarnowcu na Pomorzu, w którym pełni funkcję przeoryszy.