Zobacz większe
18,00 zł
Wydanie | Pierwsze, 2018 |
ISBN | 9788373547704 |
Oprawa | Miękka |
Format | 125x195 |
Stron | 94 |
Podtytuł | Apel do duchownych panów |
Ebook | https://tyniec.com.pl/e-booki/1002-ebook-oslica-balaama-9788373547766.html |
Przez kilkanaście wieków zakonnice słuchały kazań, konferencji, rekolekcji, pouczeń, a zawsze w pokornym milczeniu, jak te nieme bydlątka: cokolwiek im mówiono, umiały tylko potakiwać. Czasem się któraś wyłamała, ale bardzo rzadko! Założenie ze strony kaznodziejów było niewątpliwie takie, że zawsze, w każdej sprawie i w każdych okolicznościach, oni wiedzą lepiej; zakonnice zaś nauczyły się to akceptować, najpierw dlatego, że potrzebują celebransa i muszą przyjmować jego warunki; a potem już z tradycji i z przyzwyczajenia. To była forma pokory, której od nich oczekiwano. Skutkiem tego nieraz osoby o półwiecznym doświadczeniu na drogach modlitwy nabożnie słuchały (i słuchają) głupstw prawionych przez chłopaczków, którzy liznąwszy w seminarium coś niecoś z Tanquereya i zapomniawszy po zdanym egzaminie nawet i tego, przekonani byli, że mają o czym słuchaczki pouczać i że te słuchaczki jeszcze tego dotąd nigdy nie słyszały. Znałam zakonnicę, której siostrzeniec, podówczas kleryk na pierwszym roku, przysłał w prezencie imieninowym nowo wydaną książkę o modlitwie, z dedykacją: „Kochanej cioci... aby ta piękna książka pomogła zrozumieć wartość modlitwy”. Dosłownie. Ciocia była już ćwierć wieku w klasztorze kontemplacyjnym, ale widocznie dotąd nie wiedziała, po co tam siedzi; na szczęście teraz już zrozumie. A kiedy młody salezjanin oświadcza nam z kazalnicy z promiennym uśmiechem, że do rekolekcji dla zakonnic to on się nie przygotowuje, bo wiadomo, że im wszystko dobre i wszystko przyjmą – trudno to nazwać inaczej niż bezmyślną pogardą; ale w jakimś sensie same jesteśmy sobie winne, bo milczymy.
Oczywiście krasnoludek różny bywa; kaznodzieja też. Różny jest stopień pogardy, od zera do dużych cyfr na skali; różny stopień życzliwości. O ile zdołałam zauważyć, te podziały nie pokrywają się jednak ani z podziałami na pokolenia, ani z podziałami na przynależność diecezjalną lub zakonną. Po prostu ludzie są różni, i jedni bardziej ulegają przekazywanemu przez starszych kapłanów przykładowi paternalistycznego traktowania zakonnic z góry, inni mniej. Czasem pogarda i życzliwość współistnieją bardzo zabawnie. Kiedy byłam w nowicjacie, istniała jeszcze instytucja tzw. spowiedników kwartalnych, więc cztery razy do roku zjawiał się u nas pewien kanonik. Był nam bardzo życzliwy, oprócz słuchania spowiedzi głosił konferencje i starał się nas pocieszać w tym naszym poniżającym sposobie życia. Tak właśnie mówił zawsze, poniżający sposób życia; i po jakimś czasie zorientowałam się ze zdumieniem, że chodzi mu po prostu o to, że same sobie musimy buty czyścić i kartofle obierać. Ten człowiek, jak mnóstwo księży tamtego pokolenia, miał zakodowaną w głowie przepaść między „białymi” a „czarnymi” zajęciami, i skoro sam by nigdy nie tknął żadnej domowej pracy, żeby nią swojej godności kapłańskiej nie skalać – litował się szczerze, że my musimy. No i dobrze; tak mówił przez ileś lat, aż kiedy w końcu przestałam już być onieśmieloną nowicjuszką, a stałam się znaną siekierą, powiedziałam mu, że w moim rozumieniu poniżające zajęcie to by było pod latarnią. I odtąd już tak nie mówił, nawet jeśli nadal tak myślał; a więc, jak się okazuje, można czasem coś wytłumaczyć, a choćby coś osiągnąć.
Ale my, przynajmniej najczęściej, milczymy. I pewno, że trudno byłoby reagować za każdym razem, kiedy jest na co! Niemniej teraz chciałabym (po ponad już półwiecznym doświadczeniu odbioru kazań) raz wreszcie odezwać się i przedstawić możliwie systematycznie nasz, a częściowo zapewne swój własny, punkt widzenia. Rozumiem doskonale, że mój głos może u wielu PT. duchownych panów wywołać reakcję dokładnie taką samą, jak reakcja Balaama na odezwanie się oślicy. Od zdumienia przez oburzenie aż do użycia jakiegoś rodzaju kija włącznie! Ale inni może byliby wdzięczni za uświadomienie im, że jakiś punkt widzenia różny od ich własnego w ogóle istnieje: nawet jeśli to niezbyt miłe dowiedzieć się, że ktoś przez całe lata patrzył na nas, i nawet coś o nas myślał… i jeszcze w dodatku nie zawsze bezkrytycznie.
Ten tekst leżał przez kilkanaście lat w komputerze, zanim podjęłam decyzję o wydaniu. Oczywiście ci księża, którzy nie znajdą tu swojego portretu, powinni wiedzieć, jak bardzo im za to jesteśmy wdzięczne…
Oślica Balaama
Przez kilkanaście wieków zakonnice słuchały kazań, konferencji, rekolekcji, pouczeń, a zawsze w pokornym milczeniu, jak te nieme bydlątka: cokolwiek im mówiono, umiały tylko potakiwać. Czasem się któraś wyłamała, ale bardzo rzadko! Założenie ze strony kaznodziejów było niewątpliwie takie, że zawsze, w każdej sprawie i w każdych okolicznościach, oni wiedzą lepiej; zakonnice zaś nauczyły się to akceptować, najpierw dlatego, że potrzebują celebransa i muszą przyjmować jego warunki; a potem już z tradycji i z przyzwyczajenia. To była forma pokory, której od nich oczekiwano. Skutkiem tego nieraz osoby o półwiecznym doświadczeniu na drogach modlitwy nabożnie słuchały (i słuchają) głupstw prawionych przez chłopaczków, którzy liznąwszy w seminarium coś niecoś z Tanquereya i zapomniawszy po zdanym egzaminie nawet i tego, przekonani byli, że mają o czym słuchaczki pouczać i że te słuchaczki jeszcze tego dotąd nigdy nie słyszały. Znałam zakonnicę, której siostrzeniec, podówczas kleryk na pierwszym roku, przysłał w prezencie imieninowym nowo wydaną książkę o modlitwie, z dedykacją: „Kochanej cioci... aby ta piękna książka pomogła zrozumieć wartość modlitwy”. Dosłownie. Ciocia była już ćwierć wieku w klasztorze kontemplacyjnym, ale widocznie dotąd nie wiedziała, po co tam siedzi; na szczęście teraz już zrozumie. A kiedy młody salezjanin oświadcza nam z kazalnicy z promiennym uśmiechem, że do rekolekcji dla zakonnic to on się nie przygotowuje, bo wiadomo, że im wszystko dobre i wszystko przyjmą – trudno to nazwać inaczej niż bezmyślną pogardą; ale w jakimś sensie same jesteśmy sobie winne, bo milczymy.
Oczywiście krasnoludek różny bywa; kaznodzieja też. Różny jest stopień pogardy, od zera do dużych cyfr na skali; różny stopień życzliwości. O ile zdołałam zauważyć, te podziały nie pokrywają się jednak ani z podziałami na pokolenia, ani z podziałami na przynależność diecezjalną lub zakonną. Po prostu ludzie są różni, i jedni bardziej ulegają przekazywanemu przez starszych kapłanów przykładowi paternalistycznego traktowania zakonnic z góry, inni mniej. Czasem pogarda i życzliwość współistnieją bardzo zabawnie. Kiedy byłam w nowicjacie, istniała jeszcze instytucja tzw. spowiedników kwartalnych, więc cztery razy do roku zjawiał się u nas pewien kanonik. Był nam bardzo życzliwy, oprócz słuchania spowiedzi głosił konferencje i starał się nas pocieszać w tym naszym poniżającym sposobie życia. Tak właśnie mówił zawsze, poniżający sposób życia; i po jakimś czasie zorientowałam się ze zdumieniem, że chodzi mu po prostu o to, że same sobie musimy buty czyścić i kartofle obierać. Ten człowiek, jak mnóstwo księży tamtego pokolenia, miał zakodowaną w głowie przepaść między „białymi” a „czarnymi” zajęciami, i skoro sam by nigdy nie tknął żadnej domowej pracy, żeby nią swojej godności kapłańskiej nie skalać – litował się szczerze, że my musimy. No i dobrze; tak mówił przez ileś lat, aż kiedy w końcu przestałam już być onieśmieloną nowicjuszką, a stałam się znaną siekierą, powiedziałam mu, że w moim rozumieniu poniżające zajęcie to by było pod latarnią. I odtąd już tak nie mówił, nawet jeśli nadal tak myślał; a więc, jak się okazuje, można czasem coś wytłumaczyć, a choćby coś osiągnąć.
Ale my, przynajmniej najczęściej, milczymy. I pewno, że trudno byłoby reagować za każdym razem, kiedy jest na co! Niemniej teraz chciałabym (po ponad już półwiecznym doświadczeniu odbioru kazań) raz wreszcie odezwać się i przedstawić możliwie systematycznie nasz, a częściowo zapewne swój własny, punkt widzenia. Rozumiem doskonale, że mój głos może u wielu PT. duchownych panów wywołać reakcję dokładnie taką samą, jak reakcja Balaama na odezwanie się oślicy. Od zdumienia przez oburzenie aż do użycia jakiegoś rodzaju kija włącznie! Ale inni może byliby wdzięczni za uświadomienie im, że jakiś punkt widzenia różny od ich własnego w ogóle istnieje: nawet jeśli to niezbyt miłe dowiedzieć się, że ktoś przez całe lata patrzył na nas, i nawet coś o nas myślał… i jeszcze w dodatku nie zawsze bezkrytycznie.
Ten tekst leżał przez kilkanaście lat w komputerze, zanim podjęłam decyzję o wydaniu. Oczywiście ci księża, którzy nie znajdą tu swojego portretu, powinni wiedzieć, jak bardzo im za to jesteśmy wdzięczne…
Odbiorca: :
* Pola wymagane
lub Anuluj
Joanna
: To mądra i potrzebna książka. Smutno się czyta komentarz ks. Grzegorza i "podpisującej się obiema rękami" pod jego opinią siostry zakonnej. Dopóki Kościół nie stanie w prawdzie i nie wyspowiada się ze swoich grzechów, dopóki nie przestanie zamiatać pod dywan wszystkich afer i problemów, a wiernych traktować jak oślice i dopóki nie zrozumie, że sam odpowiada za rzekomą "nagonkę" na siebie, dotąd ludzie będą z Kościoła odpływać falami...Maria
: Na tle innych grzechów kościoła, które się właśnie odsłaniają, niedouczenie i powierzchowność nauk "duchownych panów" to prawdziwe drobiazgi. Zawsze jednak dobrze gdy kto krytyczny i nie pozwala się traktować z lekceważeniem. Czy jednak to nawoływanie Oślicy będzie miało jeszcze jakiś skutek? Wątpię. Kościół wchodzi w erę prawdziwych kłopotów, na naszych oczach kruszy się jego fundament: zaufanie wiernych...Julita J
: Dziękuję wydawnictwu w Tyńcu za wydanie tej książeczki, mimo , że mowa tam też o Tyńcu. Dawno już nie czytałam czegoś tak inteligentnego, napisanego z pazurem i humorem, ale nikogo nie obrażającego i mówiącej o sprawach trudnych. Pisze o pozycji zakonnic, ale także kobiet w kościele, stosunku do nich kapłanów i najczęstszych błędach w ich posłudze. Apel ten wynika z miłości do Kościoła i pokory , a nie z chęci tylko krytykowania. Porusza w tym bardzo małym dziele wiele tematów dotyczących Kościoła i nas wszystkich w Tym Kościele. Zwraca uwagę na ważną rolę dogmatyki w naszym życiu. Przypomina, że Bóg jest Osobą, którą się słucha, a nie tematem o którym się mówi, czy nawet do niej mówi. Omawia tak popularne ruchy w kościele bazujące wyłącznie na uczuciach i osobistych doznaniach. Wiele jest tam interesujących tematów i rozważań o współczesnych formach wiary. Powinna być to lektura obowiązkowa we wszystkich seminariach i plebaniach, ale jest też ważna dla wszystkich wierzących.Przemek Zyra
: Przyjemnie jest patrzeć na mistrza jakiejś dziedziny: np kowala, który z wielką wprawą i prostotą wykonuje swoją pracę. Podobnie przyjemnie jest poczytać kogoś, kto wie, co chce przekazać a dodatkowo potrafi mistrzowsko operować słowem. Siostra Małgorzata dokładnie wie, co chce przekazać. Chce pokazać jak bywa traktowana przez "duchownych panów". Jak wskazuje we wstępie - kumulowało się jej przez lata. Myślę, że jak na wylew poirytowania czy frustracji wyszło całkiem delikatnie. Ktoś rzekłby "brak pokory" - trudno mi się zgodzić. Po pierwsze odczucia siostry (sióstr) niejednokrotnie tożsame są z odczuciami wiernych - często także traktowanych jako tłum nieuków (nie raz w trakcie lektury chciało się powiedzieć "też tak mam"). Po drugie nie mamy ataku na nikogo konkretnego - myślę wręcz, że niejeden kapłan stanie po stronie sióstr.Marta
: Czytam po raz kolejny, mając za sobą 3- letnią przygodę z kapłanem, który aspirował do bycia moim towarzyszem duchowym. Nie będę tu zanudzać szczegółami. Tylko tyle- otworzyłam duszę, powiedziałam, co mi w niej gra i skończyło się na pogardzie i braku szacunku dla mnie, dla kobiety. Teraz "leczę się" z tego...Niestety, księża nadal uważają się za nadludzi. Szczególnie w odniesieniu dla kobiet, i nie tylko zakonnic ...Bronisława
: Niby księża, a zachłyśnięci władzą i manią wielkości. Czytałam ze wzruszeniem - nie dlatego, że to dla mnie nowość, ale dlatego, że to samo mówiła mi Siostra Mirka (nieżyjąca już zakonnica). Pracowałyśmy razem w liceum i czasem pozwalałyśmy sobie na chwile szczerości (zwierzeń). Zresztą, miałam w pracy kolegów-księży, więc trochę ich poznałam. Smutne to poznanie, niestety.Agnieszka
: Nie noszę habitu ale spotykam się z pogardą księży, którzy mają w głowie jedno ze sutanna czyni nadczłowiekiem. Jestem osobą swiecka, ale działająca w Kościele.siostra zakonna
: Bardzo dziękuję i podpisuję się ( jedną i drugą ręką) pod słowami-komentarzem ks. Grzegorza. Jestem siostrą zakonną, nie profesorem, doktorem, tylko magistrem teologii. Jestem zdziwiona treścią, językiem i całym tonem, nieco kpiącym, książki s. Małgorzaty ( przeczytałam ją w całości). Uważam, że oprócz wiedzy, życia duchowego, swojego zdania, obowiązuje nas pewna ludzka kultura i takt. Są rzeczy oczywiste, którym nie można zaprzeczyć, ale trzeba mówić o nich tam, gdzie można mówić, gdzie będzie to służyć dobru, a nie po to, by zasiać zamęt czy wzbudzić sensację. Myślę, że tak została przyjęta ta książka. A przecież sama Siostra zaznaczyła ,, do panów duchownych" więc nie do ogółu wiernych. W swoim długim już życiu zakonnym, w klasztorze czynnym, spotkałam bardzo wielu Kapłanów. Żaden nie potraktował mnie jak ,,głupią" tylko dlatego, że jestem zakonnicą, chyba że sama pozwoliłabym sobie na to. Zawsze możliwy jest dialog, kulturalne zwrócenie sobie uwagi i rozwiązywanie wszelkich problemów między sobą. Nie wydaje mi się słuszne, żeby siostry zakonne musiały szukać i walczyć o swoją godność czy pewne prawa, krytykując publicznie Kapłanów. Nie tędy droga ! Szanuję siebie, szanuję życie zakonne i stan kapłański. Dziękuję Panu Bogu za wszystkie relacje z Kapłanami i wiem, że czasem siostry zakonne po prostu powinny siebie szanować i mieć poczucie swojej wartości. Wtedy na pewno nie będą czuły się poniżane. Wiem, że Kapłani bardzo wiele zawdzięczają siostrom zakonnym, a siostry Kapłanom. Wiem, że jesteśmy sobie potrzebni, takie jest moje doświadczenie. Przykro mi, że w ten sposób Siostra wyraża się o relacjach, które naprawdę mogą być piękne.Henryk Metz
: Długo zastanawiałem się, czy napisać recenzję do tej małej książeczki. Mała objętościowo, ale bardzo „sensacyjna”. Napisana lekkim piórem, pełna przykładów, które – niestety – dotyczą (jak cała książka) kwestii pewnych złych nawyków, a także często braku wiedzy i wiary kapłanów. Napisana z perspektywy osoby żyjącej w zgromadzeniu kontemplacyjnym, osoby z dużym doświadczeniem i podziwu godnym wykształceniem. Druga część książki porusza tematy bliskie także osobom świeckim, takim jak ja. Zagłębiając się w lekturę przypomniałem sobie jeden z apoftegmatów abba Antoniego, ten o pokorze. Dlatego pomyślałem, że w książce brakuje mi ostatniego rozdziału, który przedstawiłby, jak duchowość osób konsekrowanych jest kształtowana do życia w pokorze, aż po całkowite zaparcie się siebie w Imię Jezusa Chrystusa. W tym kontekście każdy z przykładów niewłaściwego traktowania sióstr jako tych od „przynieś, wynieś, pozamiataj”, lub jako mniej inteligentnych od duchowych panów, czy nawet głupich, powinien prowadzić do konkluzji „to jednak nas ubogaca, daje szansę na jeszcze większy wzrost”. Nie ubogaca to oczywiście tych duchowych panów, ale ich złe nawyki, przywary, zachowania stają się okazją do jeszcze większego wzrostu dla innych. Pisała o tym chociażby Mała Teresa. Życie „na marginesie”, często w upokorzeniu, prowadziły i nadal prowadzą siostry Matki Teresy z Kalkuty. Ścieżka pokory jest bardzo trudna, ale gdzie mogłaby być lepiej rozwijana niż właśnie w zgromadzeniu kontemplacyjnym?Lukas
: Każdy kto uważa , ze ksiądz to wyjątkowa osoba . Na słowo księdza trzeba iść do Kościoła sprzątać , bo to w imie Boga i dla Boga . Szkoda tylko , ze ksiądz tak sam sobie nie mówi . Nie no polecam ! Siostro dziękuje :*Basia
: Przeczytałam jednym tchem. Z obserwacji własnych: większość księży diecezjalnych nie chce lub boi się rozmawiać o Bogu, za to chętnie wdają się w dyskusje o problemach politycznych, aborcji, eutanazji czy in vitro. Jeżeli choć jeden ksiądz przed wyjściem na ambonę zada sobie dwa pytania: do kogo i o czym chcę mówić? to książka spełniła swoje zadanie. Serdecznie Siostrę pozdrawiam. UkłonyKrzysztof
: Tyle komentarzy i żaden o Bogu a to tym przede wszystkim mówi i pisze s. Małgorzata. Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu to wszystko jest na swoim miejscu. A jak to wygląda u mnie, u ciebie u naszego proboszcza? Reszta jest mało istotnym dodatkiemPaweł
: Czyli widać, że istnieje potrzeba, aby siostry miały w miarę możliwości ukończone porządne studia teologiczne a nie tylko zakonną formację, która niewiele jak widać daje. Siostry w zakonach mogłyby skorzystać z oferty PWTW w Warszawie lub utworzyć własny wydział teologiczny dla zgromadzeń żeńskich, gdzie wśród wykładów z teologii byłyby poruszane również tematy z życia duchowego kobiet w zakonach oraz ich psychologii w zgromadzeniu. Kiedyś na studiach psycholog tłumaczył nam, że zakon jest bardzo podobny do więzienia, gdyż występują podobne objawy w zachowaniu u zakonnic i więźniarek. Jedyną różnicą jaką zauważył było to, że do zakonu idzie się dobrowolnie. Zupełnie pominął ów psycholog motyw wiary, motyw zauroczenia Chrystusem o czym siostra pisze. Pytanie jest więc do siostry takie, czy można w zakonie się tak rozwijać, aby wyjść, chociażby duchowo, z więziennego kręgu? Drugie pytanie do siostry to takie: jak siostra rozumie dziecięctwo Boże (szkoda, że jako oślica siostra nie wytłumaczyła jak je rozumie albo jak można je rozumieć).Marian D
: Droga SiostroJoanna
: W imieniu wszystkich feministek, gratuluję serdecznie Siostrze, uważam,że tekst powinna opublikować Gazeta Wyborcza,żeby dotarł do większej rzeszy tych,którzy znają prawdę o kościele! Brawo, oby więcej takich walczących Sióstr!Małgorzata
: Wspaniała książeczka. Opisuje bolączki wielu ludzi wierzących, choć siostra Małgorzata myśli o swoich doświadczeniach. Dla nas też brakiem szacunku jest udawanie, że głosi się kazanie, podczas gdy czyta się tekst, który i myśmy przeczytali przygotowując się do niedzielnej liturgii słowa. Nas też nie dotyczą gromy wznoszone z ambony, a rzadko słyszymy o sprawach, które naprawdę nas dręczą w życiu duchowym. Wreszcie, last not least, my też jesteśmy w stanie poznać, kto do nas mówi z głębi swoich doświadczeń modlitewnych, a kto pozuje lub płynie na fali jakiegoś uniesienia. Dobrzy kapłani, którzy przyjmiecie tę książeczkę ze smutkiem i pokorą - do Was potrzebujemy, to na Was czekamy. Nie myślcie, że jesteście marginesem. Jesteście solą ziemi.Darek
: Jak się czują teraz kapelani Ss. Benedyktynek? Żeby Siostry nie pożałowały tej książki. Może się zdarzyć tak, że na mszę będą musiały chodzić do najbliższej parafii.Hubert N
: Wspaniała książka. Zakonnicą nie jestem, ale przez analogię widzę te same mechanizmy, które bardzo często mają miejsce w relacji Kapłanów do muzyków kościelnych do muzyki liturgicznej. Co tam papieże, co tam biskupi, co tam sobory, co tam instrukcje... Co ty tam marny organisto wiesz, choćbyś i wszystkie szkoły świata pokończył.Jozef
: Brawo za odwagę. Mam nadzieję, że nie zamkną Siostrze ust.ks. Grzegorz
: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Obecnie jestem kapelanem w domu generalnym w jednym z żeńskich zgromadzeń zakonnych. Jest to drugie zgromadzenie, w którym posługuję. Patrzę zawsze na Siostry z wielkim szacunkiem. Powodów mam całą litanię. Nie o tym jednak chciałbym tu napisać. Zatem „ad rem”. Książkę przeczytałem niemal jednym tchem. Czyta się wspaniale. Zdaje sobie sprawę, że poruszane treści nie stanowią bujnej pisarskiej fantazji, lecz opisane zjawiska dzieją się w rzeczywistości, co sam w wielu przypadkach muszę ze wstydem potwierdzić. Jedna rzecz jest dla mnie jednak tutaj niebezpieczna. Forma. Podtytuł bowiem brzmi: "Apel do duchowych panów", a książka została upubliczniona, przez co stała się ku uciesze wielu „Apelem do wszystkich o duchowych panach”. Nie chodzi mi o to, że powinno się zamiatać pod dywan. Absolutnie powinni ją przeczytać wszyscy alumni i księża zarówno diecezjalni, jak i zakonni. Można było jednak przyjąć formę "do użytku wewnętrznego". Przecież celem książki ma być pobudzenie księży do refleksji i zmiany na lepsze, a nie publiczne ich obsmarowanie. Piszę ten komentarz, gdyż stało się to, czego się obawiałem wcześniej. Jeden z ogólnopolskich antykatolickich portali o charakterze informacyjnym już przedrukował passusy z „Oślicy Balaama” oraz w całości wywiad z Siostrą i uczynił sobie kij do bicia w Kościół. Ja wiem, że niektórzy księża sobie zasłużyli na dostanie takim kijem, ale ślepi ludzi tłuką nim wszystkich, także niewinnych. Za moment wkroczy na ekrany kin kolejny antyklerykalny film o pedofilii w polskim Kościele „Papież z Targówka” Swarzowskiego i rozpocznie się kolejna nagonka na księży. I nie łudźmy się, że ta nagonka będzie z troski, aby w Kościele było lepiej. Ja wiem, że Kościół jest Łodzią niezatapialną. Ale czy żyjąc w atmosferze wrogiej chrześcijaństwu, musimy jeszcze dolewać oliwy do ognia, wręczać kij do bicia?Jan
: Kim są kapelani u benedyktynek ? Benedyktyni, salezjanie ? Chyba nie są to reprezentatywni przedstawiciele kapłanów. W seminarium chyba nie uczą o zakonnicach. Swoje przekonania wyrobili sobie chyba dopiero dzięki posłudze kapelana. Siostra z taką pogardą wspomina jakiegoś siostrzeńca w pierwszym roku kapłaństwa, młodzikowi można to wybaczyć, ale u schyłku życia zakonnego ?x Jerzy
: Ciekawa książka, chociaż o niektórych punktach można dyskutować. Jako austriacki Balaam, który 3 lata spędził na posługę w Warszawie, wiedzę przede wszystkim taką różnicę: Polksi Balaam musi być gwiazdorem, aby przeżyć, austriacki Balaam musi być niewidzialny, aby przeżył. Jeśli chozi o rozłamaniu i rozdawaniu hostii kapelana, widzę to jako znak jedności. W dniu powszechnym używam tylko jedno wielko hostie (nasze karmelitanki bosi w Wiedniu takie pieką) lub ich kilka, aby pokazać ten JEDEN chleb. Jeśli chodzi o znalezieniu dobrych rekolekcjonistów, to znam ten ból. W naszej diecezji widzę obecnie taki problem: Jest co raz więcej kaplanów z Afryki i Indii. Całkiem miłe chłopaki, ale bardzo trudno ich zrozumieć.I mimo bardzo dobrej woly i chęci z wszystkich stroń: zupełnie inna kultura.Maria B
: Z uwagą i radością przeczytam książkę. Cenię u ludzi odwagę i mądrość, a znając twórczość Siostry Małgorzaty Borkowskiej tym bardziej jestem podbudowana, że widzę w niej dziś nie tylko historyka i znawcę zycia zakonnego, ale też człowieka z krwi i kości, potrafiącego domagać się dla siebie i innych szacunku.Sergiusz
: Jakich mamy magistrów i rektorów takich kleryków a potem kapłanów. Znamienne jest zdanie św. Piotra z Alkantary do św. Teresy z Avila, że w sprawach modlitwy i doskonałości ewangelicznej, należy zwracać się do osób, które je praktykują i same pragną nimi żyć; i tylko wśród takich szukać należy przewodników duchowych, którzy jeśli nawet nie pomogą to przynajmniej nie zaszkodzą.Kami
: To wspaniałe! Doczekać momentu, gdy Siostry podejmą trud walki o własną godność i równość. Ten czas nadchodzi (mam nadzieję). To jedna z najradośniejszych wiadomości. Nie sposób pojąć jak istoty o takiej duchowości i wrażliwości wmanewrowano w bycie ludźmi drugiej kategorii. Całym sercem życzę odważnego wstania z kolan i dzielenia się mądrością!Sebastian
: Można pisać kwaśno o gorzkich sprawach... S. Małgorzacie udało się coś niemożliwego - napisała pogodnie i z dystansem o sprawach trudnych. Mam tu na myśli przede wszystkim niezrozumienie, z którym spotyka się powołanie zakonne. A że książka powstała, cóż... Czy nie świadczy to jednak o wierze Autorki, że może być kiedyś"inaczej?(czyt.:normalnie)?Augustyn Michał F
: Jestem kapłanem i jak dla mnie - to powinna być lektura obowiązkowa w seminarium...Darek
: Siostro, gratuluję, jestem księdzem, zawsze odnosiłem się do Was z ogromnym szacunkiem, może dlatego również, że tak wielu księży Was nie zauważało. Macie tylko robić,służyć i nic więcej. Z szacunkiem dla każdej z Was - Sióstr, co do kazań, sam czasem mam dość, gdy słucham innych swoich kolegówRena
: szkoda ,że tyle lat leżał ten tekst??? brawo za odwagę , i dalej czyścic tylko swoje buty. serdecznie pozdrawiamMałgorzata (Anna) Borkowska OSB, ur. w 1939 r., benedyktynka, historyk życia zakonnego, tłumaczka. Studiowała filologię polską i filozofię na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, oraz teologię na KUL-u, gdzie w roku 2011 otrzymała tytuł doktora honoris causa. Autorka wielu prac teologicznych i historycznych, felietonistka. Napisała m.in. nagrodzoną (KLIO) w 1997 roku monografię „Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII do końca XVIII wieku”. Wielką popularność zyskała wydając „Oślicę Balaama. Apel do duchownych panów” (2018). Obecnie wygłasza konferencje w ramach Weekendowych Rekolekcji Benedyktyńskich w Opactwie w Żarnowcu na Pomorzu, w którym pełni funkcję przeoryszy.