Ryk Oślicy Zobacz większe

18,00 zł

Informacje dodatkowe

Wydanie Pierwsze, 2019
ISBN 9788373548398
Oprawa Miękka
Format 125x195
Stron 94
Podtytuł Kolejny apel do duchownych panów
Ebook https://tyniec.com.pl/e-booki/1186-e-book-ryk-oslicy-9788373548459.html

Podziel się

Małgorzata Borkowska OSB

Ryk Oślicy

Jeśli szukamy prawdy Bożej, powstaje zaraz problem, gdzie jej mamy szukać. Nasza młodzież wychowywana jest na lekturze Pisma św., i to bardzo dobrze; ale od kapłanów wiecznie się słyszy „Pan Jezus powiedział do siostry Faustyny…”, „Matka Boża powiedziała w Fatimie…” Czasami odnoszę wrażenie, że edukacja seminaryjna odsuwa kleryków od Biblii, która okazuje się niejasną mieszaniną legend (jakkolwiek naukowo nazywanych), a za jedyną godną dosłownego traktowania podstawę wiary zostawia się im prywatne objawienia. Przesadzam zapewne, ale nie bez prowokacji. Mówiłam już o tym w „Oślicy”, więc tu tylko przypominam, że problem jest. Sama pamiętam, jak ileś lat temu różni wykładowcy tłumaczyli nam, że epizod ewangeliczny z aniołem mówiącym do betlejemskich pasterzy nie może być prawdą historyczną, skoro anioł używa przy wzmiance o Mesjaszu słowa „Pan”, które dla słuchaczy mogło oznaczać tylko Boga, a dopiero później, już przez chrześcijan, zostało zastosowane do Chrystusa… Kolejna scena ewangeliczna została włożona między bajki (jakkolwiek naukowo nazywane), i tylko nikt nie wyjaśniał, co w takim razie robić z psalmem 109: Rzekł Pan do Pana mego… – niewątpliwie każdemu ówczesnemu Żydowi dawno znanym.

Dalszy problem to oczywiście liturgia. Jeżeli kapłan ma działać in persona Christi, jak go w seminarium uczą – to powinien mieć w działaniu intencję Chrystusa: a tą jest przede wszystkim chwała Ojca, a dla tej chwały nasze zbawienie. I to jest najważniejsze, jedynie istotne; wszelka inna tematyka w zestawieniu z tym niknie. Kiedyś ks. Caffarel napisał książkę o niedawno zmarłej i nikomu nieznanej świeckiej mistyczce, którą przedstawił pod imieniem Kamilla, nie wiadomo nawet, czy autentycznym. Otóż Kamilla na starość trafiła do parafii, w której młody proboszcz był entuzjastą grubo pieczonych komunikantów, takich, żeby się je dało żuć; i o to żucie wciąż się starał, i o tym żuciu wciąż mówił… że symbol, że tylko tak… A Kamilla widziała w Komunii św. spotkanie z umiłowanym Panem, i było jej zupełnie obojętne, jakiej grubości i barwy jest pieczywo. Nie mogli się porozumieć. Powiedzmy sobie szczerze: zaangażowanie w podobne drobiazgi, strasznie fascynujące, dotyczące na przykład kroju szat liturgicznych, albo co i gdzie stoi na ołtarzu, może być ucieczką: ucieczką przed osobowym aspektem spotkania, którego się w duszy wszyscy boimy. Ale jeśli się sobie obrało służbę Bożą, to trzeba ten strach przezwyciężać. „Kali się bać, ale Kali pójść” i Kali stanąć przed Panem. Inaczej otrzymujemy kapłana, który głośno i dużo rozprawia o liturgii, ale się ani w niej, ani poza nią nie modli...

Wyraźnie też mamy w Piśmie św. powiedziane, że jakość naszej modlitwy sprawdza się w życiu; więc kiedy już słodkie uczucia wygasły, i zupełnie nie wiemy, czy jeszcze kochamy Boga, którego nie widzimy – możemy to zawsze zmierzyć swoim stosunkiem do bliźnich, których nadal przecież widzimy; i na podstawie tego pomiaru możemy to korygować. O tym powinni pamiętać przede wszystkim ci księża, którzy mają skłonność do wielkich imprez i którym imponuje ogromny tłum zebrany na stadionie, albo i wokół sanktuarium, i tam śpiewający i podskakujący – co za duszpasterskie osiągnięcie, zebrać taki tłum! – ale im nie przyjdzie do głowy sprawdzić, czy uczestnicy tej imprezy, po powrocie do domu, są choćby odrobinę chętniejsi niż dawniej do pomocy bezdomnym, niepełnosprawnym, obcym… Bo jeśli nie, to tamto wszystko był pic na Grójec; a w przekładzie na język biblijny, kolejna marność i pogoń za wiatrem. Lepiej tę marność z góry eliminować.

I jeszcze jedną rzecz należy z duchowości kleryków eliminować: fascynację demonologią. To też tylko zaznaczam, ale przypomnienie jest uzasadnione, bo bywa i taki ksiądz, który kiedy wejdzie na salę szpitalną, a półprzytomny chory akurat krzyknie, już widzi w tym opętanie. A już zwłaszcza jeśli dla kogoś ciekawsza jest walka z szatanem niż rozdawanie łaski Bożej, to to jest mentalność ringu; i tam byłoby miejsce dla takiego człowieka, bardziej niż przy ołtarzu. Wiadomo, że szatan istnieje i działa, ale znam księży, którzy robią mu naprawdę zbyt wielki zaszczyt, poświęcając mu aż tyle uwagi. Jakby nie pamiętali, że Bóg jest i ważniejszy, i ciekawszy.

Więc tak: ja, oślica Balaama, jestem tu jakby głosem – nazwijmy to – terenu, który prosi o duszpasterzy osobowo zafascynowanych osobowym Bogiem. Potrzeba nam żywej teologii, opartej na fascynacji prawdą, i to prawdą objawioną, najważniejszą, dotyczącą Trójcy Świętej; potrzeba przykładu miłości nie uczuciowej ani słownie deklarowanej, ale widocznej w codziennych wyborach; potrzeba znajomości praw rządzących życiem modlitwy, a to dla uniknięcia zarówno jego załamania się, jak i dziwactw liturgicznych (i teologicznych), o których już pisałam (Małgorzata Borkowska OSB)

Recenzje

: Czytając recenzje do "Oślica Balaama" osób świeckich, kapłanów jak i sióstr zakonnych odniosłem wrażenie że chyba nie zrozumieli przesłania tej książki i tego co czcigodna mniszka doświadczona w latach w zakonie kontemplacyjnym chciała przekazać. W obecnych czasach proces oczyszczenia Kościoła dokonuje się już nie tyle wewnątrz bo są to głosy nieliczne w tym Siostry Małgorzaty, ale Pan Bóg wymiata brudy obcymi rękami. Zarzuty o braku pokory, praniu brudów w środku czy też nie wszyscy kapłani tak postępują świadczą o niezrozumieniu i jakby zaćmieniu. Opinie te dobitnie pokazują że problem jest powszechny a każdorazowy głos wewnętrzny jest personalnie odbierany jako atak. Wszyscy oczekują że będzie pięknie, łatwo i przyjemnie. No tak obiecuje książę tego świata. Nie wiem z czego to wynika, ale Siostra wspomniała że obecnie wierni jak i osoby powołane stawiają objawienia prywatne ponad tym co głosi Pismo Święte, co prowadzi do fanatyzmu i utraty osobowego kontaktu z Bogiem.
Bardzo dobrze że pierwsza jak i druga książka się ukazały. Potrzebny jest ten głos i to nieskalane słowo w dobie herezji i zamętu które pustoszą Kosciol - nie żeby wcześniej KK tego nie doświadczał.
Przykłady z życia które Siostra chcąc nie chcąc musi przytoczyć to tylko tło które prowadzi do bardzo cennych wniosków, a mianowicie jaka jest prawda o mnie, kim jest dla mnie Bóg i jaka jest "moja" wiara i w jaki sposób się objawia. Siostra co było dla mnie zaskakujące wraca do początku do istoty, źródła z którego wszystkośmy otrzymali. Do Boga który jest centrum. Mszy Świętej która jest wydarzeniem a Eucharystia szczytem - Misterium Paschalne.
Jak wspomniał kiedyś jeden zakonnik można się ubrać w płaszczyk pobożności, aby tak naprawdę z Bogiem się nie spotkać. Przyozdobić się w totemy, modlitwy, objawienia i nowenny aż do granicy oszukania samego siebie. Wytworzenia swojego własnego obrazu Boga i wiary. Ale Siostra kiedyś też wspomniała że nie da się Boga wyliczyć w ramy naszego ograniczonego rozumku.
Jestem pewny że słowa Siostry Małgorzaty rozpoczęły proces walenia się fasad fałszu w naszych sercach. Jakie by te reakcje nie były po przeczytaniu książki liczy się to że nikt nie jest obojętny. Całą resztą zajmie się Pan Bóg.

: Drugi tom jest odpowiedzią na dyskusję , którą wywołała „Oślica Balaama” i zaproszeniem do dalszej dyskusji nad naszą wiarą, sposobami jej pojmowania i wyrażania. Na książkę składają się między innymi : list do rektorów o formacji kleryków, wykład na III kongresie młodych konsekrowanych i zapis spotkania w ramach dominikańskiej szkoły wiary. Siostra Małgorzata porusza bardzo ważne tematy dotyczące nas wszystkich , nie tylko wyłącznie księży. Czy Bóg jest Osobą z którą się spotykamy, czy tylko i wyłącznie tematem do dyskusji? Co jest najważniejsze w modlitwie , ja i moje przeżycia, czy Bóg? Myślę, że swoją książką nie tylko chce obudzić kaznodziejów do coraz lepszego głoszenia prawd wiary i nauki Kościoła, ale też abyśmy my nie zatrzymywali się na wierze „ uczuciowej” ale dążyli do lepszego poznania własnej wiary i lepszego włączenia w codzienne życie.
Gorąco polecam. Ważna książka, gdyż najgorszą rzeczą jest milczenie, brak dyskusji i omijanie problemów. Ta książka skłania do refleksji i wyborów.
Opinia jest też na portalach: lubimy czytać i na kanapie

: celny komentarz czcigodnej Siostry. Liturgia potraktowana nieco enigmatycznie. To co prowadzi świat upadek kultu Bożego, a szczególnie jego szczytu i źródła liturgii Mszy Świętej. Kult stał się antropocentryczny. Ja jest w centrum. Siostra słusznie wskazuje braki miłości osobowej do Boga. Tego trzeba uczyć , ale wszyscy skupili się na człowieku. Drogą do rozwiązania problemów człowieka jest wyłącznie Bóg i na bogu należy się skupić.

Dodaj recenzję

Napisz recenzje

Ryk Oślicy

Ryk Oślicy

Jeśli szukamy prawdy Bożej, powstaje zaraz problem, gdzie jej mamy szukać. Nasza młodzież wychowywana jest na lekturze Pisma św., i to bardzo dobrze; ale od kapłanów wiecznie się słyszy „Pan Jezus powiedział do siostry Faustyny…”, „Matka Boża powiedziała w Fatimie…” Czasami odnoszę wrażenie, że edukacja seminaryjna odsuwa kleryków od Biblii, która okazuje się niejasną mieszaniną legend (jakkolwiek naukowo nazywanych), a za jedyną godną dosłownego traktowania podstawę wiary zostawia się im prywatne objawienia. Przesadzam zapewne, ale nie bez prowokacji. Mówiłam już o tym w „Oślicy”, więc tu tylko przypominam, że problem jest. Sama pamiętam, jak ileś lat temu różni wykładowcy tłumaczyli nam, że epizod ewangeliczny z aniołem mówiącym do betlejemskich pasterzy nie może być prawdą historyczną, skoro anioł używa przy wzmiance o Mesjaszu słowa „Pan”, które dla słuchaczy mogło oznaczać tylko Boga, a dopiero później, już przez chrześcijan, zostało zastosowane do Chrystusa… Kolejna scena ewangeliczna została włożona między bajki (jakkolwiek naukowo nazywane), i tylko nikt nie wyjaśniał, co w takim razie robić z psalmem 109: Rzekł Pan do Pana mego… – niewątpliwie każdemu ówczesnemu Żydowi dawno znanym.

Dalszy problem to oczywiście liturgia. Jeżeli kapłan ma działać in persona Christi, jak go w seminarium uczą – to powinien mieć w działaniu intencję Chrystusa: a tą jest przede wszystkim chwała Ojca, a dla tej chwały nasze zbawienie. I to jest najważniejsze, jedynie istotne; wszelka inna tematyka w zestawieniu z tym niknie. Kiedyś ks. Caffarel napisał książkę o niedawno zmarłej i nikomu nieznanej świeckiej mistyczce, którą przedstawił pod imieniem Kamilla, nie wiadomo nawet, czy autentycznym. Otóż Kamilla na starość trafiła do parafii, w której młody proboszcz był entuzjastą grubo pieczonych komunikantów, takich, żeby się je dało żuć; i o to żucie wciąż się starał, i o tym żuciu wciąż mówił… że symbol, że tylko tak… A Kamilla widziała w Komunii św. spotkanie z umiłowanym Panem, i było jej zupełnie obojętne, jakiej grubości i barwy jest pieczywo. Nie mogli się porozumieć. Powiedzmy sobie szczerze: zaangażowanie w podobne drobiazgi, strasznie fascynujące, dotyczące na przykład kroju szat liturgicznych, albo co i gdzie stoi na ołtarzu, może być ucieczką: ucieczką przed osobowym aspektem spotkania, którego się w duszy wszyscy boimy. Ale jeśli się sobie obrało służbę Bożą, to trzeba ten strach przezwyciężać. „Kali się bać, ale Kali pójść” i Kali stanąć przed Panem. Inaczej otrzymujemy kapłana, który głośno i dużo rozprawia o liturgii, ale się ani w niej, ani poza nią nie modli...

Wyraźnie też mamy w Piśmie św. powiedziane, że jakość naszej modlitwy sprawdza się w życiu; więc kiedy już słodkie uczucia wygasły, i zupełnie nie wiemy, czy jeszcze kochamy Boga, którego nie widzimy – możemy to zawsze zmierzyć swoim stosunkiem do bliźnich, których nadal przecież widzimy; i na podstawie tego pomiaru możemy to korygować. O tym powinni pamiętać przede wszystkim ci księża, którzy mają skłonność do wielkich imprez i którym imponuje ogromny tłum zebrany na stadionie, albo i wokół sanktuarium, i tam śpiewający i podskakujący – co za duszpasterskie osiągnięcie, zebrać taki tłum! – ale im nie przyjdzie do głowy sprawdzić, czy uczestnicy tej imprezy, po powrocie do domu, są choćby odrobinę chętniejsi niż dawniej do pomocy bezdomnym, niepełnosprawnym, obcym… Bo jeśli nie, to tamto wszystko był pic na Grójec; a w przekładzie na język biblijny, kolejna marność i pogoń za wiatrem. Lepiej tę marność z góry eliminować.

I jeszcze jedną rzecz należy z duchowości kleryków eliminować: fascynację demonologią. To też tylko zaznaczam, ale przypomnienie jest uzasadnione, bo bywa i taki ksiądz, który kiedy wejdzie na salę szpitalną, a półprzytomny chory akurat krzyknie, już widzi w tym opętanie. A już zwłaszcza jeśli dla kogoś ciekawsza jest walka z szatanem niż rozdawanie łaski Bożej, to to jest mentalność ringu; i tam byłoby miejsce dla takiego człowieka, bardziej niż przy ołtarzu. Wiadomo, że szatan istnieje i działa, ale znam księży, którzy robią mu naprawdę zbyt wielki zaszczyt, poświęcając mu aż tyle uwagi. Jakby nie pamiętali, że Bóg jest i ważniejszy, i ciekawszy.

Więc tak: ja, oślica Balaama, jestem tu jakby głosem – nazwijmy to – terenu, który prosi o duszpasterzy osobowo zafascynowanych osobowym Bogiem. Potrzeba nam żywej teologii, opartej na fascynacji prawdą, i to prawdą objawioną, najważniejszą, dotyczącą Trójcy Świętej; potrzeba przykładu miłości nie uczuciowej ani słownie deklarowanej, ale widocznej w codziennych wyborach; potrzeba znajomości praw rządzących życiem modlitwy, a to dla uniknięcia zarówno jego załamania się, jak i dziwactw liturgicznych (i teologicznych), o których już pisałam (Małgorzata Borkowska OSB)